Friday, March 16, 2012
Deficyt art'u.
"Moje łóżko- wyrolizm."
Czytając opis audycji dotyczącej twórczości Wawrzenieckiego trafiłem na taki oto bon mot pióra Susan Sontag: Kamp jest sztuką, która chce być poważnie traktowana, ale nie można jej traktować zupełnie poważnie, bo jest jej "za wiele". Pani Sontag niczym zblazowany malkontent wchodzący do "ogrodu sztuk" rozwodzi się nad ilością kwiatów zdobiących ten kawałek zieleni. Oczywiście daje on nadzieję prostemu ludowi, który zawsze czuje nieodpartą chęć wciśnięta plastikowego krasnala między stanowisko z narcyzami. Na froncie walki z przesztukowaniem sztuki lub przeogrodyzowaniem ogrodu, powstał ruch artystyczny, który wyłonił się niczym Wenus Botticelli'ego z fontanny Duchamp'a w 1917. Nie-art ( bo taką przyjął nazwę ) przez ten czas się nie rozwija, zmieniał tylko campozycję: wibrator w szklance, łyżeczka w cukiernicy, obieranie ziemniaków w Zachęcie, łóżko Tracey Emin w Tate Gallery. Taka sytuacja utrzymałaby się do dzisiaj, gdyby nie nieznana artystka w ramach niezamierzonej kontestacji zmazała plamę nieartu za 800 tys. euro.
Wyrolizm jest sztuką, która chce być poważnie traktowana, ale nie można jej traktować zupełnie poważnie, bo jest jej "za mało".
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment