"Nie może cię tam nie być! Życzę wam 20.111.111."
Historie wojenne naszych drogich babć, opowiadane w długie zimowe wieczory były zawsze ciekawym urozmaiceniem i alternatywą dla nudnej papkowatej ramówki podanej nam w magicznym szkiełku. Jedna z nich przykuła moją uwagę szczególnie, dotyczyła ona przemarszu wojsk niemieckich przez Poznań. Wspaniale prezentująca się kolumna ustawiona w idealnym szyku przybrana w schludne mundury, żołnierze pełni gracji, dumnie unoszący głowy. Tabliczki z nazwami ulic, które na czole pochodu były jeszcze polskie, po przemarszu już były niemieckie. Oczywiście każda manifestacja natrafia na kontrmanifestację w tym przypadku był to przemarsz armii czerwonej, która w przeciwieństwie do niemieckiej parady szyku i stylu, była nomen omen kolektywem raczej pozbawionym manier do tego stopnia że garnki brali za nocniki, wykręcali kurki myśląc że zrobione są ze srebra, trzeźwi byli prawie jak świnie. Po tym przemarszu pozostała nam pseudo niepodległość z marionetkowym rządem, którego panel sterowania umiejscowionym był w Moskwie.
Współczesna Polska serwuje nam zgoła inny rodzaj flash mob'ów, jak niesławną paradę równości, która w zamierzeniu ( jak nas usilnie próbują przekonać organizatorzy ) miała być: "aktem sprzeciwu wobec homofobii oraz dyskryminacji mniejszości seksualnych w polskim społeczeństwie". Oczywiście nie trzeba było długo czekać na kontrmanifestacje w mniejszej lub większej formie, by ostatecznie przyjęły kształt "Marszu niepodległości", który postanowił niczym jak w bajce o śpiących rycerzach po ponad sześćdziesięciu latach rozliczyć się z okupantem-€Gejem z różowym dildo przyciśniętym do pleców patriosexualisty. Współcześnie patrio wiąże się z małymi kosztami, partioseksualiści, mniejszość seksualna, która wzrosła stricte na modzie noszenia plastikowych mieczy i tarcz sprzedawanych powszechnie na odpustach, imitowania bitwy z homoseksualistami na cześć potyczki pod Grunwaldem, odseparowanych ścianką bańki mydlanej od potrzeby chwili: zawirowań historycznych związanych z przymusową rusyfikacją odbywającą się przy użyciu całkiem prawdziwych bagnetów lub kulturkampfem na ziemiach polskich. Nie omieszkam przy tej okazji wspomnieć o patryiosexualnym Disneylandzie gdzie molestuje się dzieci jedynie słuszną prawdą: "Powstanie udane to powstanie przegrane" w halloweenowym domu strachów gdzie pasażerowie małych wagoników mogą przykładowo wystraszyć się Angeli Merkel w uścisku innej lesbijki.
Prawa Murphy'ego są nieubłagane, przyjdą Chińczycy i nakryją wszystkich czapkami:
Ma(r)sz made in China.
Spóźnione, happy halloween.